Menu

ogłoszenie bezpłatne

 

BATUTĄ I HUMOREM W RAKA

  • Autor 

batutaihumoremo224 12Starsi ludzie wciąż w dobrej pamięci przechowują znakomity program telewizyjny Z batutą i humorem. Jego twórcą był Maciej Gawin Niesiołowski - wiolonczelista i dyrygent. Wspomina - Zaczynaliśmy w 1989 roku. Nikt mi nie powiedział, jak mają wyglądać te programy. Dostałem jedynie propozycję, bym zrobił cotygodniowy program 15-minutowy. Wszystko wymyślaliśmy z siostrą. To w naszym programie po raz pierwszy występowali po bojkocie artyści scen polskich: Jan Kobuszewski i Mieczysław Czechowicz. Pomysł, by muzykę klasyczną zaprezentować publiczności, która coraz rzadziej przychodziła do filharmonii, dowcipnie, z humorem, z anegdotami o kompozytorach, o powstaniu utworów sprawdził się, choć program w telewizji z jakiś powodów nie przetrwał.
  Jednak dyrygent nie myśli o końcu zapraszania widzów i słuchaczy na koncerty, w czasie których widownia wybornie się bawi przy znanych, głównie operetkowych, ariach, do których z humorem zaprasza Maestro.
  Dotarł wreszcie do Jaworzna w podwójnie wyjątkowym dniu – w wigilię swoich urodzin i Światowego Dnia Walki z Rakiem, które przypadają 4 lutego. W tym roku media wypełniły ostrzeżenia przed nadchodzącą falą choroby, która w ciągu kilku lat ma się powiększyć aż o 77%. A wszystko przez zmiany ekologiczne, zanieczyszczenie środowiska, brak ruchu, coraz większy stres.
   Fundacja Zwrotnik Raka proponuje, by tę wojenną nazwę skrócić do po prostu Dnia Raka, ponieważ „Choroba nowotworowa to nie gra, w której się wygrywa lub przegrywa. Czy straszenie nowotworem ułatwi zachęcanie do wykonywania badań profilaktycznych? Badania mówią: nie! Przeżywanie lęku, rozczarowania, frustracji, ale także radości – wszystkich emocji, które mogą pojawiać się w chorobie, jest niezwykle ważne. Świadome ich doświadczenie pomaga w zachowaniu zdrowia psychicznego w trakcie leczenia i komfortu życia potem".     Zatem zamiast straszyć siebie, lepiej postraszyć raka - śmiechem, humorem, dobrym nastrojem, który w leczeniu pomaga wyśmienicie.
Jaworznickie Zrzeszenie Amazonek Szansa, którym kieruje pani prezes Grażyna Herda, wraz z dwiema radnymi – sejmiku śląskiego Marią Materlą i rady Jaworzna Dorotą Gują, zaprosiły na koncert panie.
   Maestro Niesiołowski sprawdził dokładnie, prosząc najpierw panów o podniesienie rąk w górę – i uniósł się ledwie zagajnik. Gdy o to samo poprosił panie – uniósł się prawdziwy las, gdzie tam las! - gęsta puszcza kobiecych rąk.
   Dla nich właśnie grała orkiestra symfoniczna, dla nich śpiewały panie Anita Maszczyk, Aleksandra Szymańska, panowie Tomasz Furman i Stawarzowie – Leopold – ojciec i Bernard – syn, nie tylko śpiewał barytonem, lecz także wybijał rytm na perkusji.
   Arie operetkowe mają same w sobie wiele humoru, więc gdy zabrzmiała Wielka sława to żart, publiczność podjęła pieśń. Maestro błyskawicznie wykorzystał moment i zaproponował wspólne odśpiewanie, ale z łatwiejszymi słowami: Żeby pieniążki mieć, trzeba troszeczkę chcieć, a kto sposób ten zna, forsę ma, forsę ma! Pierwsze odśpiewanie Dyrygent uznał za niezbyt udane, więc powtórka, i jeszcze raz, aż wyszło znakomicie. Widownia zamieniła się w całkiem sprawny chór.
    Nie zabrakło też niespodzianki. Na scenie stał zakryty szalem dziwny postument, okazało się, że to kowadło. Maestro batutę zamienił w dwa młotki i rozbrzmiała Feuer polka Josefa Straussa, zwana również polką kowalską, dziewiętnastowieczną reklama… sejfów, których nie dało się ani spalić (feuerfest czyli ognioodporna), ani nawet rozbić młotem.
Jeszcze większe oklaski zebrała Anita Maszczyk za wykonanie szalonego utworu Fryderyka Chopina Minutenwaltz. W ciągu minuty (?) wyśpiewała co najmniej kilkaset słów. Od samego słuchania zasychało w gardle. A jeszcze Dyrygent złośliwie zapytał, nie dałoby się szybciej? Więc udowodniła, że da radę. Po brawach stwierdziła – szybciej to tylko batutą można wymachiwać.
    Nie zabrakło też żartów, Leopold Stawarz wykonał zabawną pieśń o przezroczystym człowieku, którego nikt nie dostrzega, łącząc wokal z kunsztem aktorskim, by zakończyć opowiastką o sprytnej gąsce, która złapania przez lisa zaproponowała mu przed przekąską występ. Gdy pozwolił jej zatańczyć, rozpostarła skrzydła i uleciała, co zawiedziony lisek podsumował: Na cholerę mi była ta część artystyczna?
    Jednak jaworznicka część artystyczna bynajmniej się na tym nie skończyła. Publiczność oklaskami wymusiła jeden bis, po nim drugi i trzeci, bo szkoda było opuszczać tak wyśmienitą zabawę, choć każda z pań wychodziła nie tylko zadowolona z występu, lecz również obdarowana upominkiem od organizatorów.

Powrót na górę

Kultura

Polskie portale

INSTYTUCJE

Follow Us